Zaloguj się

Jaki eksport mebli do USA?

Amerykański rynek dla polskich producentów mebli to jeszcze trochę terra incognita, ale analizy ekspertów i zachodzące w Stanach Zjednoczonych zmiany wskazują, że ten stan rzeczy może powoli ulegać zmianie. By jednak eksport mebli z naszego kraju za ocean rósł, trzeba będzie rzucić solidne wyzwanie mocno usadowionym tam Azjatom.

Lwia część rodzimej produkcji mebli – blisko 90 procent – trafia za granicę, głównie do krajów Unii Europejskiej. O ile dynamika sprzedaży do największych, czyli Wielkiej Brytanii, Niemiec i Francji raczej się ustabilizowała, o tyle wzmożony apetyt na nie wykazuje ostatnio Europa Południowa, zwłaszcza Portugalia, Hiszpania i Rumunia. Z danych Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli wynika, że w 2014 roku wartość eksportu osiągnęła 34 miliardy złotych, a według szacunków tej branżowej organizacji w 2015 wzrost może wynieść około 10 punktów procentowych.

Statystyczny Polak na zakup mebli – wszelkiej maści – przeznacza rocznie 40 euro, podczas gdy dla porównania Niemiec 10-krotnie więcej. I to mimo znacznego nasycenia konsumenta zza Odry! Około 82-83 procent eksportu trafia do Unii Europejskiej, a tylko 17-18 procent – na rynki pozaunijne. Rodzimi eksporterzy nie mają więc wyjścia – muszą poszukiwać alternatywnych rynków zbytu dla swoich produktów. Takim rynkiem o ogromnym potencjale jest właśnie USA, było nie było – największy importer świata. Nasi już tam są, ale nie „rozlali” się tak szeroko, jak by sami pragnęli.

Łatwo się pisze, trudniej wykonać… Gdyby sporządzić bilans okoliczności, wspierających eksport mebli do USA i tych, które nie sprzyjają sprzedaży, wypadnie korzystnie. Z jednym ale… Zacznijmy od tej pierwszej kategorii. Raport IBISWorld dowodzi, że przeciętny Amerykanin, z racji nawyku częstej zmiany miejsca zamieszkania, przez co najmniej kolejnych pięć lat nie zaspokoi apetytu na meble. A jeśli dodać do tego, że – w ocenie analityków – tak zwany rozporządzalny dochód będzie rósł, a tamtejszy przemysł meblarski coraz wyraźniej przegrywa konkurencję z zalewem chińszczyzny i wietnamszczyzny, to Stany Zjednoczone mogą się jawić eksporterom jako ziemia obiecana.

Liczby z raportu są bezlitosne dla amerykańskich „meblarzy”. Ich dochody ze sprzedaży maleją w tempie 2 procent w skali roku. Jednocześnie szacuje się, że przyrost importu rok do roku wynosi niemal 4 punkty procentowe i w 2020 roku ma osiągnąć wartość prawie 24 miliardy dolarów. Prym w przywozie wiodą Chińczycy, którzy „ponoszą odpowiedzialność” za aż 58 procent jego wartości. Ponadto umacniający się dolar, sprzyjający raczej zakupom tańszych mebli z importu. Jakby tego było mało, brak jakichkolwiek barier pozataryfowych, typu licencje, regulacje, etc., które mogłyby utrudnić wymianę handlową. Zatem hulaj dusza, piekła nie ma? Nic z tych rzeczy. Mimo kurczącej się produkcji amerykańskiej, Jankesi wciąż trzymają się mocno. O ile jednak z nimi polscy eksporterzy prawdopodobnie zdolni byliby konkurować ceną, o tyle z Azjatami – już niekoniecznie. Co nie oznacza, że w dłuższej perspektywie – po zbudowaniu wizerunku własnych marek i przekonaniu tamtejszych konsumentów do wysokiej polskiej jakości – nie są w stanie rzucić im rękawicy.

Zważywszy, że w eksport mebli do USA „wikłają” się najczęściej małe podmioty, na rynku amerykańskim dystrybuujące zwykle pod tamże znanym szyldem, może to jednak oznaczać proces wyjątkowo żmudny. Paradoks polega na tym, że choć możemy się poszczycić mianem „meblowej potęgi”, to mało który polski producent sprzedaje pod własnym logiem. Rzecz nie do pomyślenia z punktu widzenia Polaka-szaraka, który zapewne wiele by dał za możliwość posiadania dizajnu legendarnego Swarzędza lub Kępna. Póki co, pozostaje nam upajać się myślą, że w kategorii eksport mebli plasujemy się wysoko – na czwartym miejscu na świecie właśnie po Chinach, Stanach Zjednoczonych i Włoszech.

Ostatnio zmieniany w wtorek, 18 październik 2016 11:19
Zaloguj się by skomentować